poniedziałek, 11 listopada 2013

Poniedzielne refleksje: odważna matka, przemijalność życia i wieczność

We wczorajszej liturgii Słowa (XXXII Niedziela Zwykła, C) znalazłem wiele słów nadziei. Zbiegają się one z listopadowym okresem, kiedy to wspominamy naszych bliskich Zmarłych. Temat wczorajszych czytań to właśnie życie wieczne, wiara w zmartwychwstanie wypływająca ze zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią. Historia siedmiu braci męczenników ukazana w pierwszym czytaniu (czytanie z przyczyn praktycznych jest trochę skrócone - warto przeczytać cały tekst, czyli 7 rozdział 2 Księgi Machabejskiej) ukazuje wiarę w zmartwychwstanie ciał po śmierci oraz mężną postawę młodzeńców, którzy nie godzą się na kompromis wyrzeczenia się swojej wiary w zamian za darowane życie. Ich spojrzenie sięga dalej, poza granicę śmierci. Uderzyła mnie też postawa matki siedmiu synów (konieczne przeczytanie całego fragmentu) kiedy to dodaje im odwagi, aby się nie ulękli lecz pozostali wierni do końca. Musiało to być niesamowicie trudne przeżycie. Jestem mężczyzną i trudno jest mi sobie wyobrazić co czuje kobieta i matka widząc cierpiące dziecko, a tutaj aż siedmioro dzieci. Naturalnym odruchem jest chęć uratowania dziecka. W tym przypadku na szali są dwie wartości: więzy krwi i więzy duchowe - wiara w Boga. I choć to wydaje się niepojęte, te więzy duchowe otrzymują pierwszeństwo. Kojarzy mi się też w tym momencie scena z filmu "Pasja", kiedy to Jezus upada pod krzyżem i natychmiast podbiega do niego Maryja (przeżywając jednocześnie reminiscencję dzieciństwa Jezusa i jego ówczesną nieporadność oraz zależność od Matki). a on szepcze: "oto wszystko czynię nowe". Również tutaj z więzów krwi rodzi się nowa relacja, nowa rzeczywistość.

Z postawy matki siedmiu synów wypływa konkretna katecheza dla współczesnych rodziców chrześcijańskich (zapewne niejedna feministka powinna zachwycać się nad silną postawą tej kobiety): Wasze dzieci żyją na ziemi, aby żyć wiecznie. Są dane Wam przez Boga nie jako własność lecz jako pewien depozyt. Najważniejszym zadaniem jest wprowadzić dzieci w pełnienie woli Boga, w rozeznanie Jego planów odnośnie ich życia. Nauczenie postawy, że pewne prawa są bezdyskusyjne: nigdy chrześcijanin nie będzie się kłaniał obcym bogom (dziś oblicza bożków są odmienne, choć mechanizm jest ten sam; z drugiej strony czy tak bardzo się różnimy od mentalności hellenistycznej, która promowała kult ciała, rozwiązłość, wielobóstwo, itd?). Nauczenie dzieci również tzw rozeznawania duchów, czyli umiejętnego, krytycznego analizowania propozycji, które konforntują: od kogo to pochodzi? czy jest dobre i prawdziwe? czy za fasadą dobra i prawdy nie kryje się zło i kłamstwo?

Wiara w życie wieczne, jaka wypełnia serce chrześcijanina, nie zwalnia go z odpowiedzialności za jego konkretną rzeczywistość. To tak jak z obrazem drzewa, które zakorzenione w ziemię swoje gałęzie kieruje ku górze: chrześcijanin, chociaż zakorzeniony w tym świecie, żyjący jego pełnią, wie, że zmierza ku innej rzeczywistości. Przeżywa swoją przemijalność jako sposób na dojście do pełni. Bardzo spodobały mi się słowa bpa Kiernikowskiego, jakie zawarł w komentarzu do tego czytania:
Rozwiązaniem jest więc nie próba zachowania siebie, lecz wykorzystanie swojej przemijalności. To właśnie dzięki tej przemijalności, dzięki temu, że jesteśmy gotowi przeżywać swój kres, możemy spotkać Tego, kto nie jest przemijalny, kto wiecznie trwa i kto daje nam udział w tym Jego trwaniu na miarę tego – jakby proporcjonalnie do tego – jak my jesteśmy gotowi zaakceptować naszą przemijalność (http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=3501).
Nie damy rady zachować swojego życia, pomimo coraz większych możliwości techniki i medycyny (jak to trafnie ujmuje Tomasz Budzyński w piosence "Umieraj": Nie mamy szans, nie mamy żadnych szans. Czy to nie piękne, czy to nie jest piękne?). Pan Bóg tak to ułożył, że musimy przejść na drugi brzeg. Ale właśnie wiara oświeca nam tę wędrówkę w kierunku śmierci i życia. Obok nas kroczy Ten, który "wkroczył w śmierć" i powrócił żyjący. Chrześcijaństwo w Chrystusie posiada właśnie klucze do zrozumienia tajemnicy śmierci. Nie do jej banalizowania, ale do jej przekroczenia. Dlatego też, w kontekście ostatniej dyskusji o Halloween, Kościół się będzie sprzeciwiał takim formom mówienia o śmierci. Choć jest pokonana, to pozostaje tajemnicą, wprowadza ból i smutek, często związana jest z niesprawiedliwością czy też z nieoczekiwanymi zjawiskami atmosferycznymi (patrz ostatni huragan na Filipinach). Chrześcijanin wie, że śmierć jest konkretna, zimna, nie jest przedmiotem żartu, nie będzie jej oswajał lub banalizował, lecz zamilknie, przyniesie otuchę cierpiącym, a gdy to będzie tylko możliwe obwieści prawdę o Zmartwychwstałym (stąd też tak ważne są liturgie pogrzebowe pięknie celebrowane!!!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw ślad...